Dwóch rzeczy w życiu nie możesz utracić: Po pierwsze – nadziei na to, że kiedyś będzie tak jak chcesz, żeby było… Po drugie – siły, by dotrwać do tego dnia.

Cóż, nie znalazłem autora tego cytatu, nie wiem kto to powiedział, napisał ale wiem jedno, że był to ktoś bardzo mądry. Myśląc o życiu możemy sobie zadawać różne pytania. Możemy pytać o to, czego nam w życiu brakuje, co straciliśmy i dlaczego inni, naszym zdaniem, mają lepiej od nas, przecież to tacy podli ludzie są… No, właśnie, zamiast wytykać innym, że na ich podwórku jest brudno, lepiej jest, kiedy chwycimy za miotłę i posprzątamy swoje podwórko.

Utracić siebie

Kayah w utworze “Anioł wiedział” z albumu “JakaYaKayah” śpiewa w pierwszej zwrotce takie słowa:

(…) świat się stał wielorybem, który połknąć mnie chce (…).

Do tej zwrotki i w ogóle, całej piosenki, wrócimy jeszcze za chwilę.

Myślę, że każdy z nas zna to uczucie, opisane przez Kayah w jej kawałku, który jest jednym z moich ulubionych. Czasami, może nawet często, mamy wrażenie, że rzeczywiście świat to taki wieloryb, w dodatku bardzo głodny, który czyha na moment, w którym padniemy ze zmęczenia a on się nami po prostu naje…

Są dni, kiedy wszystko idzie nie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy. Wszystko nas przytłacza, obciąża, co chwilę, niczym królik z kapelusza, wyskakują kolejne przeciwności. W życiu boimy się utraty różnych rzeczy: majątku, pracy, statusu społecznego ale też innych ludzi: rodziców, przyjaciół, rodziny. Czy to wszystko rzeczywiście jest, powinno być dla nas najważniejsze?

Cóż, jeżeli utracimy samych siebie, nic nam już nie zostanie. Utracić siebie to nic innego jak czuć nawracającą pustkę, którą trudno wypełnić. Stąd m.in. biorą się nałogi. Musimy na pewnym etapie życia w końcu się zatrzymać. Zadać sobie pytania, które często podpowiada w swoich wypowiedziach znana psychoterapeutka, Katarzyna Miller, czyli co chcę, co potrafię i co mogę zmienić? Chcieć, potrafić i móc jest gwarantem każdej zmiany w naszym życiu.

Kiedy tracimy siebie?

Według Marka Majchrowskiego i zapewne nie tylko niego, przyciągamy do naszego życia to, w co wierzymy a z moich obserwacji (też samego siebie) wynika, że tej naszej “dobrej” wiary jest jak na lekarstwo. Co to jest “dobra” wiara? Już tłumaczę. W dalszym ciągu nawiązując do wypowiedzi Marka Majchrowskiego, dobrem jest moc, dobrem są cuda, wreszcie – dobrem jest miłość.

Moc i cuda zazwyczaj przypisujemy Sile Wyższej a jeżeli jej nie uznajemy, sprowadzamy je do przypadku. Taka magia od wielkiego święta, dzwonu czy czegokolwiek innego, co zdarza się stosunkowo rzadko. Miłość uważamy za produkt przereklamowany na którym inni, głównie powieściopisarze, przy odrobinie szczęścia, zbili fortunę. To taka mrzonka co z prawdziwym życiem nie ma nic wspólnego. Myśląc w ten sposób nie przyciągniemy do naszego życia niczego dobrego. Wiara i wewnętrzne przekonania są jak magnes. My zaś tracimy siebie, gdy próbujemy dopasować się do innych, nie próbując przy tym odkryć samych siebie. Słuchamy innych, pożal się Boże, specjalistów, którzy nieustannie mówią nam, jacy mamy być, zamiast wsłuchać się w swój wewnętrzny głos. Dlaczego więc nie zaufać sobie? Wiemy więcej niż nam się wydaje, ale ta wiedza, cóż, sama do nas nie przyjdzie…

Odwieczne pytanie

Mandy Hale, twórczyni ruchu mediów społecznościowych “Samotna kobieta” i bestsellerowa autorka New York Timesa stwierdza:

“Nie zawsze musisz mieć plan. Czasami to, co musisz to oddychać. Zaufać. Odpuścić. I zobaczyć co się wydarzy…”.

Odwiecznym pytaniem, którym dręczono mój umysł przez długie lata, było to, jaka jest moja pasja, co lubię robić, czego chcę i jaki jest mój plan. Plan na cokolwiek, z naciskiem na życie. Czy my tak naprawdę wiemy, czego chcemy, bo skoro wierzymy a przynajmniej staramy się uwierzyć w to, że kiedyś będzie tak jak chcemy to fajnie by było gdybyśmy wiedzieli czego tak właściwie chcemy.

Z tym już bywa różnie a bywa i tak, że to, czego wydaje nam się, że chcemy, obraca się przeciwko nam. Katarzyna Miller w jednym ze swoich filmów na YouTubie, przytoczyła historię z filmu, o ile dobrze pamiętam, Woodego Allena. O tytuł nie pytajcie, bo nie znam.
W każdym razie mamy przyjęcie, kobietę, która chce żeby wszyscy mężczyźni ją kochali, jakiegoś chińskiego zielarza w tle, magiczną miksturę, gosposię i poncz. Zadaniem tej mikstury jest właśnie to, by mężczyzna, który wypije napój z jej dodatkiem, od razu zakochał się w bohaterce, padł jej do stóp i ogólnie, nosił ją na rękach.

Zapewne wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby gosposia nie wlała owej mikstury od zielarza do ponczu, który stał na środku stołu i którego napiło się co najmniej kilkunastu chłopa… Nasza bohaterka została zalana falą miłości, którą obiecywali jej wszyscy mężczyźni od ponczu. Wszyscy panowie jak jeden mąż rzucili się na nią, chcąc ją obejmować, dotykać i mieć na własność, przez co ta biedna kobieta z krzykiem musiała uciec ze wspomnianego przyjęcia…

Chińczycy podobno wyrażają swoją niechęć do innych, mówiąc im wprost, by spełniło się im wszystko, czego pragną. Według nich doprowadzi to naszych wrogów do zatracenia. W Chinach to przekleństwo, w Polsce błogosławieństwo, bo przecież często z różnych okazji życzymy naszym bliskim spełnienia marzeń.

Lecz na wszystko jest czas…

Wracamy do Kayah i piosenki “Anioł wiedział”. Mamy tu kobietę, która skarży się aniołowi, robiąc to w pierwszej zwrotce, że świat to wieloryb i że ów wieloryb, jak zeznaje, chce ją połknąć. Reakcja anioła jest mało entuzjastyczna bo ten słysząc te wywody jedynie ziewa. Prawdopodobnie jest znudzony i wcale tych opowieści słuchać mu się nie chce. Na końcu zwrotki słyszymy słowa (…) świat jest piękny i któregoś dnia sam mi wpadnie w ramiona.

I tutaj mała dygresja, bowiem Jose N. Harris mówi: “Niektórzy ludzie żyją w świecie pełnym goryczy, złości i nienawiści. Niektórzy zaś w świecie pełnym przyjaźni, życzliwości i miłości. O, dziwo, to ten sam świat”. Tak więc można zaryzykować stwierdzenie, iż punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia.

W drugiej zwrotce omawianego utworu, mamy klasyczny przypadek kobiety, której się wydaje, że kocha jakiegoś tam mężczyznę i mówi aniołowi, żeby ten nie stał przy niej a poleciał pilnować jej ukochanego. Jak deklaruje, zginie ona bez jego ust. Anioł tym razem nie ziewa ale milczy i się uśmiecha. Drugą zwrotkę wieńczą słowa: “prawdziwa miłość była tuż a ja, byłam tak niecierpliwa a na wszystko jest czas…”
Naszą ulubioną mantrą jest stwierdzenie, że nie mamy czasu na to, na tamto, na coś innego.

Wiecznie coś nas pogania, wiecznie gdzieś się spieszymy i stajemy się niczym te chomiki w kołowrotku. No niby się kręcą ale wciąż w jednym miejscu. A może by tak zwolnić w myśl zasady, że kiedy zwalniamy, musimy czuć. Kiedy zaś czujemy to się leczymy a lecząc się, rośniemy. Czasami zwolnienie jest najbardziej produktywną rzeczą jaką możemy zrobić, by się nie zatracić.

Źródło siły

Moim źródłem siły jest świadomość. Nie tak dawno rozmawiałem z psychologiem, który zwrócił moją uwagę na kilka rzeczy. Jedną z nich jest myślenie kategorią wszystko albo nic. Druga kwestia to kwestia odpowiedzialności za swoje czyny. W tym odnalazłem swoje źródło siły, czyli w zmianie myślenia budującego nową świadomość mnie jako jednostki. Nie przyszło to od razu, nie przyszło jakoś szybko. Mam wrażenie, iż cały czas przychodzi, ponieważ wciąż jeszcze łapię się na pułapkach własnego umysłu, który przekonuje mnie, że jeżeli nie osiągnąłem wszystkiego, co sobie zaplanowałem, to nie osiągnąłem nic. Guzik prawda. Osiągnąłem samoświadomość tego, co mi nie służy, co należy odpuszczać i jak budować wewnętrzny spokój.

“Life is full of zasadzkas” – myślę, że te słowa za Kayah śpiewającą o aniele może powtórzyć każdy z nas. Nie wiemy, co ześle nam los i często się tego boimy. Co gorsza, odeszliśmy od natury, od jej odwiecznego cyklu i dziwimy się, że jest nam źle. W książce Reinharda Mussika Nostradamus dziś. Tajemnica wielkich wizjonerów można przeczytać ciekawe stwierdzenie, iż ludzie stworzyli świat duchów i bogów by mieć na kogo zrzucić odpowiedzialność za swoje nie do końca przemyślane decyzje. Ani duch ani żaden z bogów nie obronią się przed zarzutami kierowanymi pod ich adresem…

W przytoczonej książce nie brakuje opisów dotyczących plemiennych szamanów, którzy nie próbowali wywierać wpływu na przyrodę, na naturę, co zdecydowanie różni ich od nas, ludzi uważających się za wielce współczesnych. Cóż, by nie odbiegać zbytnio od tematu, źródłem siły, przynajmniej dla mnie, jest staranie się nie komplikować tego, co proste. Katarzyna Miller mówi, że jeżeli uwierzymy, że skacząc przez 30 dni na lewej nodze określoną ilość razy z palcem wskazującym na nosie, staniemy się bardziej otwarci na występy publiczne to tak się stanie, jeżeli będziemy… konsekwentni w działaniu. Jest to kolejne źródło siły, ale wracając na moment do komplikowania rzeczy prostych, ja przekombinowałem medytację.

Dziś wiem, że medytować można na wiele sposobów i że ile ludzi tyle form medytacji, wyciszenia, spokoju. Nie trzeba wcale jechać do Tybetu, czy Bóg wie gdzie, żeby znaleźć spokój, bo on jest w nas i jest to największe źródło naszej wewnętrznej i zewnętrznej siły.

Słowo na koniec

Jak widać nadzieja i siła są jak oddech i pokarm. Nie dajmy się prowadzić żadnym innym przewodnikom. Ruth Reichl, amerykańska szefowa kuchni, autorka tekstów kulinarnych i redaktorka podaje sekret spełnionego życia a jest nim odnajdywanie radości w zwykłych rzeczach. Spróbujmy być tak zajęci rozwijaniem siebie, byśmy nie mieli czasu oglądać się na innych. Uwierzcie mi, nie warto.

Autor: Michał Szewczyk – od 2016 roku związany z serwisem Giełda Tekstów. Copywriter piszący artykuły z zakresu psychologii, prawa, finansów oraz każdego innego tematu, który go zainspiruje. Lubi słuchać podcastów zarówno psychologicznych jak i kryminalnych, przedstawiających autentyczne zbrodnie lub niewyjaśnione zaginięcia. Pisanie stanowi nieodłączny element jego codzienności

Sprawdź też: Co kradnie nasz spokój i radość?