Tydzień temu świętowaliśmy, a przynajmniej większość z nas miała kilka wolnych dni. Życzyliśmy sobie zdrowia, pokoju i miłości. Właśnie o miłości ostatnio pisałam i zastanawialiśmy się wspólnie jakie powinna mieć cechy i jak można odróżnić ją od zwykłego, chwilowego zauroczenia czy pożądania. Obiecałam, że następny artykuł będzie poświęcony zdradzie i temu jak ja ten temat postrzegam. Zatem zapraszam do treści właściwej.

“Nie można szukać zemsty i nazywać ją sprawiedliwością”. – Cassandra Clare, Mechaniczna księżniczka

Czy to zawsze oznacza koniec? Zdrada okiem Hery

To czy zostałam kiedyś zdradzona, czy też sama zdradziłam niech pozostanie w słodkiej tajemnicy. Jednak żyjąc od wielu lat w związku mogę Was zapewnić, że słowo nie jest mi obce. Pewnie każdy z nas, nawet będąc osobą wolną zastanawia się co zrobić, jeśli zostanę zdradzony/a, jakie są oznaki zdrady i dlaczego w ogóle zdradzamy, skoro mamy w domu partnera/partnerkę i niejednokrotnie zapewniają nam wszystko, a jednak kusi nas ten drugi/a?

Na pewno nie są to łatwe sprawy i oczywiście w dalszej części artykułu rozwinę, jak wygląda to okiem fachowca, mianowicie psychologa. Jednak po dodaniu przeze mnie zapowiedzi, o czym będzie kolejny wpis, na mojej skrzynce pojawiło się wiele waszych próśb, żebym opisała to najpierw z własnej perspektywy. Jako, że nie istnieją u mnie tematy tabu, proszę bardzo. Wiele lat poświęciłam na samorozwój i nadal to czynię. Uważam, że wszystko jest energią i sami kreujemy swój świat. W moim życiu stale przypływają, ale i odchodzą osoby. Taka jest naturalna kolej rzeczy, nie wolno kurczowo kogoś przy sobie trzymać, jeśli wasze energie są na innym poziomie. Kiedy narzekam, przypływają do mnie osoby zmęczone życiem. Kiedy promienieję radością, to narzekacze sami się z mego otoczenia usuwają, bo nie mogą zrozumieć moich optymistycznych wibracji. To również dotyczy związków. Uważam, że przyciągamy do siebie podobnego partnera w danym momencie życia. Pomijając sferę biologii i tej sławetnej chemii, przyciągamy kogoś, kto w tej chwili jest nam potrzebny, a my jemu. Na zasadzie wymiany energii i doświadczeń. Dlatego często mamy poczucie, że znamy tego kogoś od dawna, chcemy natychmiast się oświadczać i snujemy dalekosiężne plany. Przeciwieństwa na dłuższą metę się nie sprawdzają, chyba że przykładowo żona lubi być panią domu, tak jest wychowana, a mąż jest pochłonięty pracą i miał wpajane od dziecka, że żona powinna być tym, który podtrzymuje ten domowy ogień. Niby różne charaktery, ale przyciąga tu się uzupełnienie i zaprogramowanie ról. Trzeba pamiętać, że to czego szukam, to również szuka mnie. 😊

I teraz na tej podstawie jak już znalazłam partnera, musiałam się zastanowić, czy ja chcę kogoś na tą sytuację, aby ją wspólnie przeżyć, wzajemnie się rozwinąć, czy też chcę kogoś do tak zwanej grobowej deski. Raczej jestem z tego drugiego typu. I teraz dochodzę do punktu bardzo kontrowersyjnego dla wielu osób, ale tak to widzę. Najgorszą motywacją i decyzją, aby zostać ze sobą na lata i sformalizować związek są; wiara, poczęte dziecko, wymogi rodziny, presja społeczeństwa i mitologizacja związku w mediach. Kolejność dowolna. Niestety większość ludzi nadal uważa, że nie wypada być starą panną, jeśli już “wpadłam” to dziecko musi mieć akurat tego ojca, przecież ślub to najpiękniejszy dzień w życiu i chociaż nie wierzę już od lat, to może warto dla tradycji już w tym kościele stanąć przy ołtarzu. To jest gwarancja szybkiego rozwodu albo frustracji przez wspólne życie. Może ktoś z Was podjął taką decyzję i jest szczęśliwy? Dajcie znać, chętnie poznam waszą historię.

Dlaczego jednak istnieją rozłamy i w szczęśliwych, dobrowolnie zawartych związkach?

Według mnie dochodzi do różnić właśnie w tych energiach, nazwijmy to oczekiwaniach. Zmieniamy się to normalne i zdrowe. Ja też jestem zupełnie inną kobietą niż ta onieśmielona moim mężem dwudziestolatka. Zmieniło się wiele, mam inne ambicje, inne oczekiwania. Kiedyś zgodziłabym się, żeby wydał całe oszczędności na kupno motoru, a teraz bym chyba go zabiła, bo to jest nasz wkład w przyszły dom. Kilka lat temu nie zgodziłabym się na coś, na co dzisiaj czekam z niecierpliwością. I kiedy rozwijacie się w miarę równomiernie, zdrada to utopijny temat, ale kiedy partner nie nadąża za drugim, albo pozostaje w miejscu, nie chce zrozumieć motywacji, wtedy drogi się zaczynają rozmijać i powstaje myśl o odejściu, o poczuciu krzywdy, a nawet fascynacja inną osobą. Jednak to są tylko myśli, które można porzucić, naprawić, przegadać z partnerem. Czasem myśl zamienia się w czyn i następuje zdrada.

Co wtedy?

Jak byłam młodsza, oczywiście uczyniłabym scenę lepszą niż miałam na zaliczeniu dramatu w szkole artystycznej. Płacz, żal, pretensje, wyrzucenie obrączki do Wisły, a może pójście o krok dalej i szantaż kochanki, oblanie kogoś kwasem i uczynienie z siebie cierpiętnicy w oczach jego mamusi. I tak niestety wiele osób reaguje i nie jest to z mojej strony wyolbrzymione. Jak zareagowałabym obecnie? Na pewno byłoby mi przykro, że ktoś mnie okłamał, ale chciałabym dociec z jakiego powodu? Kim jest ona? Jak wygląda i czym się zajmuje? Jakie ma cechy, które go uwiodły? Nie czyniłabym żadnych porównań, znam swoją wartość, ale byłabym ciekawa czego potrzebował mój mąż, że zdecydował się na taki krok. Chyba, że sygnalizowałby mi to od dłuższego czasu, wtedy byłoby to jasne. Na pewno chciałabym dociec, czy to pożądanie, czy głęboka więź i ile to trwa. I teraz najważniejsze. Jeśli uznałabym, że nadal go kocham i on mnie też, ale pogubiliśmy się, wtedy nie zapomniałabym, ale próbowała powoli odbudować nasz związek. Przy całkowitym wyeliminowaniu z naszego życia tej trzeciej oczywiście 😉 Jeśli przemyślałabym to i zobaczyła, że nasze drogi są już zupełnie inne i właściwie to ona bardziej do niego pasuje, a ja potrzebuję czegoś innego, dałabym mu wolną rękę i zaczęła budować swoje nowe szczęście. Szczęście może być też budowane w samotności, dlaczego nie? 😉 Bez względu na wynik, na pewno choć z trudem bym wybaczyła, bo brak wybaczenia i przerzucanie winy na resztę męskiego świata, to wyrządzanie krzywdy samemu sobie. Na pewno pozwoliłabym odczuć wszystkie emocje, nawet te negatywne. Na pewno chciałabym go nie widzieć przez jakiś czas. Na pewno nie pozwoliłabym sobie na stany prowadzące do depresji i zaniżeniu poczucia własnej wartości.

Co w przypadku, kiedy to ja bym zdradziła?

Ja jestem zafascynowana kimś nowym nieustannie i mój mąż o tym wie. Podobnie ma chyba Grzegorz Markowski i świętej pamięci Zbyszek Wodecki. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, uwielbiam otaczać się pięknymi ludźmi zarówno w sposób wewnętrzny, ale i doceniam urodę. To prędzej ja niż mąż obejrzę się za kimś na ulicy. Te zauroczenia są mi potrzebne, żeby tworzyć, nadawać swoim projektom trochę kolorytu, lubię wzbudzać zainteresowanie i lekko poflirtować, to zawsze dodaje nam lekkiej pewności siebie w życiu. Jednak nigdy nie zdradziłabym świadomie męża ani nie doprowadziła do takiej sytuacji. Nie lubię ranić ludzi i uważam, że uczciwie byłoby się najpierw rozstać i zakończyć jedną relację. Słowo dla mnie jest bardzo ważne, więc raz dane, staram się go trzymać.

No i nie zdążyliśmy na wypowiedz psychologa, do zobaczenia za tydzień?

Autorka: Karolina Panthera Strzelczyk– jestem dziennikarzem, wydałam trzy tomiki poezji, od lat organizuję imprezę literacką Heraski w Krakowie. Od dziesięciu lat interesuję się w sposób zawodowy szeroko rozumianą psychologią, szczególnie skupiając się na zagadnieniach mowy ciała i relacjach. Jestem freelancerem, któremu wiecznie mało wrażeń, czasem możecie odnaleźć mnie na szklanym ekranie. Kocham życie i chcę swoimi przemyśleniami sprawić, żebyśmy wymieniali się doświadczeniami.
Zajrzyj na IG: karolinapanthera

Sprawdź też: Czym jest prawdziwa miłość i jak ją rozpoznać?