[…] wyjawia się tatuaż.
,,Piekło jest puste
Wszystkie diabły są tu”
Pocałunkami toruję sobie drogę przez te słowa.
Scałowuję diabły.
Scałowuję ból.

Tahereh Mafi, Dar Julii

 Ostatnio jesteśmy w tematyce ciała. Ciała młodego, zmęczonego, wybielonego, opalonego, kolczykowanego, ubranego, zważonego i zmierzonego ze wszech miar. Zatem dzisiaj słów kilka o ciele naznaczonym. Podobno nie ma już takich możliwości, żeby coś zostało z nami na zawsze, ale nawet najlepszy laser, nie wymaże doświadczenia związanego z wykonaniem tatuażu.

Czym jest tatuaż każdy wie, a jeśli nie to odsyłam do fachowych stron. W dzisiejszym felietonie, raczej chciałabym poruszyć zagadnienie po czart mi te malunki na ciele i dlaczego jest to tak ważne, że umieszczone zostało aż na liście 100 celów, oczywiście przedśmiertnych.

100 celów🎯| Cel #19 Tatuaż. Niezwykłe historie wprost z czarciego kręgu.

O tatuażach jest tyle mitów, stereotypów, zwolenników, przeciwników, zakazów religijnych i nakazów różnych środowisk, że nie starczyłoby ksiąg na świecie, aby wszystkie przypadki spisać. Czy to, że zostaje z nami nasz rysunek na zawsze? Czy też wprowadzenie pod skórę obcej substancji? A może skojarzenia i odwaga wyróżnienia lub zniewaga według niektórych bladej skóry, powoduje tyle dyskusji? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że mając 21 lat i chcąc zamknąć pewien etap w życiu, a będąc osobą zwichrowaną na punkcie wierzeń i opieki boskiej, odpowiadam na ogłoszenie o modelkach chętnych na tatuaż. Do dzisiaj nieco krzywym okiem, spogląda z mego karku Opatrzność i pewnie zostanie już tam na wieki.

Tatuaże zawsze mnie pociągały, to tak jak z noszeniem obrączki. Chciałam się wyróżniać, chciałam żeby wszyscy coś o mnie wiedzieli. Wkrótce pojawiły się cętki jaguara. Jednak wciąż czegoś mi brakowało. Czułam pewien niedosyt, ale stos ważniejszych spraw, odsuwał w dal myśl o nowym tatuażu.

Wszystko zmieniło się wraz z przekroczeniem trzydziestki i powstaniem naszej, czytelniczej listy 100 celów. Punkt 19-sty nie dawał o sobie zapomnieć i pięknego, czerwcowego popołudnia zaczęłam już jako dojrzała i świadoma osoba, szukać odpowiedniego studia. Otwierasz przeglądarkę i ciach…tysiące takich miejsc w Krakowie. Kuszą cenami, kolorami, certyfikatami, promocjami. Każdy jest artystą, zapewnia najlepsze materiały i doświadczenie. Mnóstwo sieciówek, odnośników do fanpejdży i zdjęć, zdjęć, rolek…

Jako, że nie wierzę w przypadki, ale leniwa też trochę czasem bywam, zaczynam zawężać krąg poszukiwań do bliskiej okolicy zamieszkania i wymyślam sobie dziwne nazwy, zakończone #tattoo. Który wypadnie, na tego bęc.

Czarci krąg, czart bywa dobry, nasz polski, wpadnij do naszego, artystycznego świata na Mostową 1, oczywiście do piwnic. Zaraz, przecież to miejsce, które mijam praktycznie każdego dnia i nawet kiedyś miałam ochotę zajrzeć. Opis ciekawy, prace również. Zatem.

PRZYBYWAM!

Oczywiście po uprzednim, mailowym potwierdzeniu, chociaż widziałam, że z ulicy też przychodzą klienci, zawsze znajdzie się miejsce dla zdecydowanych dusz. Przybywam, aby zrobić sobie czarta… ale o tym za chwilę. Głównie chcę datę 1993, bo nie wstydzę się swojego wieku i jestem znów na etapie kończenia, więc potrzebuję jakiejś symboliki na swym ciele.

Do studia, które mieści się w podziemiach, prowadzą namalowane ślady pozostawione przez czarcie kopytka. Od początku zwraca moją uwagę, że pomieszczenie jest dosyć spore, stanowi część starej, pewnie zabytkowej, kazimierzowskiej kamienicy. Stylowe wykończenie, nieco tajemnicze, nienachalnie narzucające się przedmioty z logo, którym jest czart. Jestem pozytywnie zaskoczona, bo zazwyczaj studia albo są bardzo minimalistycznie urządzone, albo mają tylko wydzielone stanowiska i nie czuć tego charakterystycznego, nieco intymnego klimatu. Niektóre są typowo wydawałoby się przeznaczone dla metalowców i innych grup społecznych, a tutaj… Tutaj mam wrażenie, że odnajdzie się każdy. Czy przyjdzie zrobić tribala, stópkę dziecka, portret Van Gogha czy cytat życia. Jest tak …przyjaźnie.

Cóż pierwsze wrażenie czasem myli, choć moja wibracja odczuwa pozytywną energię. Oczekując na swoją kolej, wdaje się w dyskusję z dziewczyną siedząca naprzeciwko. Nie spodziewałabym się, że siedząc na mięciutkiej, skórzanej sofie, pijąc kawę z czarciego kubka, będę się czuć tak komfortowo, że zaczynamy z obcą osobą pertraktować nad filozofią robienia tatuaży. Przerywa nam https://www.instagram.com/aleks.zbarskyi/ (od razu łapcie profil ;), który zaprasza mnie na swoje stanowisko pracy, a moja rozmówczyni udaje się na wybranie wzoru z inną pracownicą.

Wychwytuję ukraiński akcent, widzę przed sobą wysokiego, szczupłego mężczyznę w tatuażach, choć nie w takiej ilości jak spodziewasz się po stereotypie tatuatora. Długie włosy związane w kitkę, szczupłe palce,które szybko naklejają wzór i przenikliwy wzrok, czy wszystko jest w porządku. Wyczuwam, że stoi za nim ciekawa historia, którą być może się ze mną podzieli. Jest w nim coś…czarciego. A może ta moja ciekawość to pierwszy stopień do…

Nagle pojawia się obok mnie drobna, energiczna postać. Mocny uścisk dłoni, konkretny głos i pewna siebie postawa. Pytanie o czym chciałam porozmawiać, wybija mnie z jakiegoś porannego letargu. To zapewne Gosia, współwłaścicielka studia, z którą pisałam i umawiałam się na tatuaż, ale i wywiad. Finalnie zdecydowałam się na felieton, aby jak najlepiej oddać Wam to miejsce. Wtedy tego jeszcze nie wiem…Odwracam głowę w jej stronę, leżąc i czując coraz szybsze wkłucia w skórę. Nie boli, jestem uodporniona na ból. Pytania, które ułożyłam wydają mi się zbyt tendencyjne. Jak powstało studio, jak wpadła na ten pomysł, co jest teraz w modzie. Możecie przeczytać tutaj: https://www.czarciestudiotattoo.pl/blog Po tych kilku miesiącach od wizyty w studio, już wiem, że tak naprawdę zawsze za sukcesem stoi człowiek i to on jest najważniejszy w całym zamieszaniu zwiadowczym.

Widzę przed oczami dwie postaci, które otwierają się przede mną z każdą kolejną minutą. Słyszę od Gośki, że jest naprawdę bardzo dobrze wykształcona, większość swojego życia oddała służbie w medycynie. Stały przed nią ogromne perspektywy, ale w życiu tak bywa, że czasem wszystko odwraca się o 180 stopni i musisz zacząć od początku. Jej postawa ciała wskazuje na silną kobietę, jej historia zawodowa i osobista tylko mnie w tym utwierdza. Jej nowym planem na życie kilka lat temu okazało się stworzenie miejsca, które będzie studiem tatuażu, ale też miejscem odwiedzin, spędzania czasu. Uważam ją za szefową, ale ona wielokrotnie wtrąca, że Aleksandr jest równie ważny i wskazuje na ogrom jego pracy. Podoba mi się ten wzajemny szacunek i wspólny sposób tworzenia tego miejsca. Nikt nie chce być lepszy i nie wymawia sobie zasług, jak to często nawet wśród wspólników bywa. Na chwilę przerywa nam dziewczyna tatuująca obok. Jestem wyczulona na komunikację interpersonalną, wszak sama przeprowadzam sesje coachingowe. Od razu widzę, że mimo oczywistego szacunku i dystansu między pracodawcą, a pracownikiem, jest miejsce na zażyłość, życzliwość i zdrowe relacje. Zaczyna mi się tutaj coraz bardziej podobać.

Nie wiem jak nazywa się ta dziewczyna, ale spod jej ręki wychodzi zjawiskowy tatuaż, a jestem wymagającą estetką. Mój czart nadal jest w trakcie tworzenia, nie powiem cieniowanie trochę boli, szczególnie w okolicach żeber. W studio jest z nami jeszcze Agata i Dmitrii. Jest nieco gwarnie, zabawnie, pozytywna atmosfera. Od razu wyczuwam niuanse w miejscach pracy i widzę, że to nie jest gra przed klientem lub nie daj boże dziennikarzyną, ale oni naprawdę lubią tu pracować. Pytam ukradkiem o warunki. I po usłyszeniu odpowiedzi nie dziwię się, że praktycznie nie ma rotacji, cieszę się, że można trafić na dobrych we wszelkim tego znaczeniu słowa, przedsiębiorców.

Rozmawiamy z Małgorzatą o wielu sprawach. Podejściu do ciała, samoakceptacji w zdrowiu i chorobie, o macierzyństwie. Nie dowierzam kiedy mówi ile ma lat. Zastanawiam się w jakim miejscu w życiu ja jestem. Od czasu do czasu kieruję pytania do Aleksa, opowiada mi zabawne historie związane z jego pracą. Zdradza, że obecnie to już nie jest świat zarezerwowany dla ludzi z półświatka, szukających być może jakiejś atencji. Wielu klientów to wzięci prawnicy, lekarze. Jest jeden Pan, który przychodzi z księgą malarstwa, bo chce uwiecznić jeden z obrazów na swoich plecach i potrzebuje odpowiedniego doradztwa. Przykre jest jednak to, że też przychodzi wiele młodych osób, aby zakryć blizny po np. cięciach. To również daje mi do myślenia, jak łatwo osądzamy, a co może skrywać w sobie drugi człowiek.

Udało się, powstał czart. Wytrzymałam.

Dlaczego czart? Logo wymyślił Alek i powstała w związku z tym promocyjna historia, chyba jedyna na skalę Polski, a może i Europy. Możesz wytatuować sobie za darmo czarta i dołączyć do elitarnego grona czarciej rodziny, która jest wszędzie. Każdy czart ma swój numer. Mój jest 54. Podobno Gosia zrobi sobie 666 😉 A historia zaczęła się od naszej, słowiańskiej mitologii, w której to czart nie do końca jest złą postacią. Mój nazywa się Witold i chroni moich granic, które nie raz dawałam przekraczać niewłaściwym osobom.

Czy wrócę?

Na pewno…to nie jest studio tatuażu. To miejsce, które emanuje czymś co każe Ci wrócić. Jeśli miałabym polecić Wam fachowców w dziedzinie tatuowania ciała to właśnie artystów spod skrzydeł Gosi i Aleksa z czarciego kręgu. Na miejscu można też nabyć kosmetyki do pielęgnacji i wiele fantów z czartem w tle jak zabawne skarpetki, czy kalendarze 😉

Zatem zostawiam potrzebne namiary:
https://www.facebook.com/TatuazKrakowTatuazArtystycznyTatuazKolorowy
https://www.instagram.com/czarciestudiotattoo/?hl=pl

Autorka: Karolina Panthera Strzelczyk – jestem dziennikarzem, wydałam trzy tomiki poezji, od lat organizuję imprezę literacką Heraski w Krakowie. Od dziesięciu lat interesuję się w sposób zawodowy szeroko rozumianą psychologią, szczególnie skupiając się na zagadnieniach mowy ciała i relacjach. Jestem freelancerem, któremu wiecznie mało wrażeń, czasem możecie odnaleźć mnie na szklanym ekranie. Kocham życie i chcę swoimi przemyśleniami sprawić, żebyśmy wymieniali się doświadczeniami. Zajrzyj na IG: Mottled

Podoba Ci się? "Postaw

Sprawdź też: 100 celów🎯