Jak często oglądasz się na innych? Jak często są to Twoi rodzice? Cóż, bycie matką lub ojcem jest na pewno wyzwaniem, jednak czy bycie rodzicem to rola na całe życie? Katarzyna Miller, psychoterapeutka i współautorka książki „To twoje życie, pokochaj je” pisze, że jeżeli człowiek chce mieć dobre życie to musi być ono naprawdę jego. Co więc możemy wynieść z pierwszej lekcji życia, jaką jest dorosłość?

Wdzięczność, czyli jedyna rzecz, jaką jesteśmy winni naszym rodzicom

Wdzięczność rodzicom

Dorosłe życie dość często polega na tym, że przekonujemy samych siebie, że jak już stworzymy sobie nasz własny dom, to w tym naszym własnym, dorosłym domu na pewno nie będzie tak, jak było w naszym rodzinnym domu. Zamiast wyjść z założenia, całkiem sensownego oraz wspierającego w budowaniu własnej rzeczywistości, że mój dom rodzinny był jaki był i inny na pewno nie będzie, my traktujemy go jako wzorzec lub… antywzorzec.

Naszym punktem odniesienia do tego jacy powinniśmy lub nie powinniśmy być są zazwyczaj nasi rodzice. Wielokrotnie powielamy zachowania z okresu, kiedy dorastaliśmy w naszym rodzinnym domu. Powielamy zachowania, które ukształtowali w nas rodzice. Zaklinamy się, że my samym sobie albo naszym dzieciom na pewno czegoś takiego nie zrobimy a jednak, prędzej czy później… robimy.

I być może przyjdzie w końcu taki dzień, że złapiemy się na tym, iż krzyczymy na siebie nawzajem, chowamy wzajemne urazy, obwiniamy się wzajemnie, wyrzucamy sobie różne bzdury… Być może pojawi się refleksja, skąd ja to znam… Tymczasem Katarzyna Miller wskazuje na wdzięczność rodzicom. Za życie, za opiekę, za to kim jestem. Nie dziękujmy jednak za to, co było złe, ponieważ wdzięczność bywa czasem pułapką. Możemy się w niej zatracić a przecież nie o to w tym wszystkim chodzi. Wdzięczność to też zwolnienie rodziców z zajmowania się naszym życiem. Bo to konkretne zadanie powinniśmy już samodzielnie wykonać.

Dobre życie, czyli dajemy radę

Człowiek wkłada wiele pracy, wiele wysiłku w budowanie swojego życia. Chcemy, żeby to nasze życie było dobre, byśmy żyli spokojnie, w dostatku i w tym absolutnie fantastycznym przekonaniu, że dajemy radę. Mamy przed sobą konkretne perspektywy, stopniowo spełniamy swoje marzenia, budujemy to nasze życie, jesteśmy zmęczeni, może nawet wyczerpani ale za to szczęśliwi i nagle, jak pisze Katarzyna Miller, wybija nam… szambo.

Uświadamiamy sobie, że nie żyjemy swoim własnym życiem, ponieważ dosłownie każdy jego aspekt odnosi się, w którymkolwiek momencie, do naszych rodziców. Wówczas czujemy złość, która wymyka nam się w pewnym momencie spod kontroli i która rzutuje na otaczającą nas rzeczywistość. Jesteśmy źli, że rodzice raz po raz wtrącają się w nasze życie. Jesteśmy źli, że nie potrafimy przerwać tego łańcucha krytyki, dobrych rad i niezbędnych wskazówek. Gdy powiemy im, co tak naprawdę o tym wszystkim myślimy, to niczego nie zmienia, bo rodzice nie przyjmują tego do wiadomości lub wzbudzają w nas poczucie winy. I tak właśnie koło się zamyka…

Drzwi do dzieciństwa

W Polsce bardzo popularnym sposobem „wiązania” dorosłych już synów lub córek są pieniądze. Mama z tatą kupują nam mieszkanie, samochód i tym samym dają sobie prawo do rozliczania nas z naszego własnego życia – z tego, że ojciec chce od nas to, mama chce od nas coś innego.

Im więcej prezentów, tym więcej praw nadawanych sobie przez naszych rodziców. Dali, więc
mają prawo oczekiwać czegoś w zamian. Mieszkanie jest bardzo dobrym przykładem, ponieważ rodzice kupili, to je urządzą, potem będą w nim sprzątać a na końcu zasypią je różnymi, w ich mniemaniu, niezbędnymi akcesoriami. Argument koronny brzmi: „Komu mamy dać jak nie tobie?”. No przecież jesteśmy ich córką lub synem.

W ten oto sposób drzwi do dzieciństwa nigdy nie zostaną zamknięte, mówiąc brutalnie, do momentu kiedy tylko śmierć będzie w stanie uwolnić nas od nadmiernej troski rodziców.

Test samodzielności i dojrzałości

Wiele osób ucieka z rodzinnego domu zaraz po maturze, niektórzy jeszcze wcześniej, decydując się na naukę w szkole średniej z internatem, jak najdalej od adresu zamieszkania. Tu już zaczyna się dorosłe, samodzielne życie, które weryfikuje na ile jesteśmy dojrzali i odpowiedzialni. Jeżeli przegapimy ten moment, nie będzie nam wcale łatwiej. Błędnym założeniem jest stwierdzenie, że jak dostaniemy będzie nam łatwiej. Według Katarzyny Miller, wręcz przeciwnie – będzie tylko trudniej.

Ciągłe tłumaczenie się i bycie w pogotowiu, bo rodzice mogą przyjść i sprawdzić jest bardzo męczące, frustrujące a do tego zupełnie… niepotrzebne. Nawet rodzic nie może nas rozliczać z tego, na co sami sobie zapracowaliśmy. Z pieniędzy, które sami zarobiliśmy, z rzeczy, które sami, za swoje własne pieniądze, nabyliśmy. Tutaj też działa to w dwie strony – rodzice dają, my bierzemy a później bywa różnie…

Reakcje rodziców

Bardzo często dorośli już ludzie ulegają reakcji rodziców na wzbranianie się przed przyjęciem takiego czy innego prezentu. W końcu ulegamy dla świętego spokoju, ale czy można w takiej sytuacji mówić o jakimkolwiek spokoju? No, właśnie. Nie wiemy jak powinniśmy się zachować, by nie ulec tej presji i jednocześnie nie wiązać się w żaden sposób.

Katarzyna Miller na łamach książki „To twoje życie. Pokochaj je” doradza… wdzięczność! Podziękować rodzicom za ich dobre chęci ale jednocześnie podkreślić, że zamiast prezentu woli się ich wiarę w to, że ja – ich córka lub syn – poradzę sobie samodzielnie.

Kiedy rodzice chcą jak najdłużej zatrzymać przy sobie dziecko, najczęściej między nimi dochodzi do kłótni lub tzw. cichych dni, bo dorosłe dziecko się obraziło i się nie odzywa. Strategią znanej psycholog jest właśnie wdzięczność, zamiast kłócenia się czy obrażania.

Namówić rodziców, by sami skorzystali z pieniędzy, które chcą nam ofiarować, bo przez lata starali się oni przecież byśmy my, ich dzieci, mieli dobre życie i zasługują jak nikt inny na nagrodę, którą mogą darować sobie sami.

Wdzięczność jest bardzo skutecznym a przy okazji praktycznym narzędziem w relacjach rodzic – dziecko, którego rzadko używamy, bo przecież wszystko nam się należy…

Rozliczyć się z przeszłością

Katarzyna Miller ostrzega, by zła nie nazywać dobrem i by za niego, w żadnym wypadku nie dziękować! Jeżeli ojciec znęcał się nad nami psychicznie a mama raz po raz stosowała wobec nas dotkliwe kary cielesne, nie wmawiajmy sobie, że dzięki temu wyszliśmy na ludzi!

Ta sama Katarzyna Miller w jednym z wywiadów powiedziała: „Kara nic nie wnosi, niczemu nie służy”. Z przeszłością najlepiej jest się rozliczyć w procesie terapii. Jest to pierwszy krok do wewnętrznej wolności. Terapia pomoże nam nazwać zło, którego być może doświadczyliśmy w rodzinnym domu a teraz rodzice udają, że nic takiego ani nic podobnego się nie działo. Terapia pomoże nam też ustalić, kto jest odpowiedzialny za trudne doświadczenia naszego dzieciństwa, bo nie zawsze jest to tak oczywiste jak mogłoby się wydawać. Po trzecie, ustalimy, czy rzeczywiście było tak wielkie, jak nam się wydaje.

Wówczas możemy w tym wszystkim dostrzec dobro, które będzie autentyczne, prawdziwe i trudne do podważenia.

Odwrócone role

Człowiek jest istotą mściwą. Czasami, za dzieciństwo pełne zakazów i nakazów, ciągłej krytyki i poczucia, że byliśmy nie wystarczająco dobrymi dziećmi, już jako dorosłe osoby, odwracamy role. Wówczas to my zaczynamy wtrącać się nagminnie w życie naszych rodziców. Mówimy im co, jak, kiedy powinni zrobić albo chcemy ich uszczęśliwiać na siłę. Jest to forma nie zawsze uświadomionej zemsty, na zasadzie: „To ja wam teraz, drodzy rodzice, pokażę!”.

Czasami z pomysłów typu: zagraniczne wakacje z mamą jest finalnie więcej szkody niż pożytku. Rzadko kiedy, będąc przekonani o świetności naszych pomysłów, bierzemy pod uwagę pomysł alternatywny, czyli np. wykupienie rodzicom wycieczki, żeby pojechali razem dokładnie tam, gdzie chcą. Rodzice zawsze myślą, że najlepiej ze wszystkich znają swoje dzieci a dorosłe dzieci, że to one najlepiej znają swoich rodziców i wiedzą o nich wszystko.

Rozwiązywanie jakichkolwiek problemów, szczególnie w relacjach międzyludzkich poprzez odwracanie ról jest zupełnie nieskutecznym a przy okazji szkodliwym rozwiązaniem.

Problemy codziennego życia

Siadając do napisania tego tekstu, nie myślałem, że będę chciał wspomnieć o książce Katarzyny Nosowskiej, „Powrót z Bambuko” a jednak. Autorka, notabene, znana piosenkarka z rekordową ilością dwudziestu dwóch Fryderyków na koncie, w jednym z tekstów składających się na książkę pisze o narzędziu kary, jakim jest… milczenie.

Czytamy o małej dziewczynce z przedszkola, na którą jej ojcu skarży się wychowawczyni, gdy ten przychodzi odebrać małą z placówki. Być może tą dziewczynką była sama Kasia Nosowska. Pisze ona o dramacie dziecka, który zgotował mu własny rodzic, gdy w drodze powrotnej, nie pozwolił córeczce złapać się za rękę, tylko schował ją do kieszeni…

Gdy w domu demonstrował swoje milczenie mówiąc przy córce do jej matki, by ta przekazała jej, że do końca wakacji nie wyjdzie z domu, mała dziewczynka, bohaterka tej przejmującej do głębi historii, zrozumiała, że nie zasługuje na nic dobrego, nawet na miłość… Z tym przekonaniem, po czasie, ruszyła w dorosłość…

I historia z Pierwszą Komunią autorki – tu już czytelnik orientuje się, iż Katarzyna Nosowska opisuje własną traumę z tym związaną, kiedy oczekuje się, że 8-letnie dziecko załatwi samo kwestie leżące po stronie osoby dorosłej a potem każe się je za to, że sobie nie poradziło. Odsyłam w tym miejscu do książki „Powrót z Bambuko”, którą akurat bardziej słucham niż czytam, korzystając z audiobooka czytanego przez samą Kasię Nosowską.

W dorosłym życiu, problemy dnia codziennego opierają się głównie o to, że rodzice nie przestają nas wychowywać – ciągle nas karcą, ciągle nas krytykują, ciągle mają do nas o coś pretensje. Dlatego też, według Katarzyny Miller, dobrze jest zerwać z pewnymi schematami typu „Tylko rodziny możesz być pewien”. Jeżeli nie mamy z rodzicami dobrej relacji, nie spotykajmy się z nimi na niedzielne obiadki, na które idziemy zestresowani, przejęci a wracamy zdenerwowani, wyładowujący swoją złość na partnerze lub dzieciach. Czy to znaczy, że mamy urwać kontakt całkowicie? Oczywiście, że nie!

Siła wdzięczności

Rodzice często, po odchowaniu swoich dzieci, nie potrafią stworzyć sobie własnej przestrzeni do życia. Dzieci już do końca są jedynym sensem ich jestestwa. Jest jednak coś, co zwalnia nas z częstego bywania u nich a tym czymś jest siła wdzięczności wyrażanej w szczery, serdeczny sposób.

Raz na jakiś czas wpadnijmy do rodziców na kawę. Przynieśmy im podarunek w formie kwiatów. Jak najczęściej, przy każdej z możliwych okazji, mówmy im, że jesteśmy im wdzięczni za to, jacy jesteśmy oraz za to wszystko, co im zawdzięczamy, co bez ich wsparcia, po prostu, mogłoby się nie udać.

Zrezygnujmy z wysyłania okazjonalnych esemesów na urodziny, imieniny, rocznicę ślubu. Wysyłajmy im kartki z wakacji, pocztówki z życzeniami, pozdrowienia bez okazji. Pamiętajmy, iż w czasach, w których nasi rodzice się poznawali, nie było internetu, telefonii komórkowej ani innych znanych nam narzędzi, które, moim zdaniem, może i ułatwiają ale bardziej zabijają komunikację między ludźmi, którzy idą na łatwiznę.

Rola rodziny jest istotna, co w Polsce szczególnie się podkreśla, ale nie dajmy sobie wszyscy nawzajem wejść na głowę, bo przez to eskalują między nami konflikty, osłabiają się nasze więzi, stajemy się robotami, zaprogramowanymi na konkretne zachowanie. Także rodzina bywa źródłem patologii i o tym powinniśmy pamiętać.

Kontakt z marudnymi, wiecznie niezadowolonymi oraz wciągającymi nas w swoje własne rozgrywki rodzicami, żadnej ze stron finalnie nie wyjdzie na dobre. Tymczasem budowanie wdzięczności, na obu płaszczyznach, szczerej i wzajemnej sprawi, że rodzice będą spokojni, dumni z nas, bo zmądrzeliśmy a także doceniliśmy ich trud. Tylko wdzięczność jesteśmy winni naszym rodzicom i tylko za to, co było dobre.

Cudownych rodziców mam!

Ubóstwiam wręcz wielki przebój Urszuli Sipińskiej do tekstu Wojciecha Młynarskiego, z
muzyką Andrzeja Ellmana i Jerzego Konrada, „Mam cudownych rodziców”. Rodzice dali nam
życie, opiekowali się nami najlepiej jak potrafili a poza tym sami byli ofiarami wychowania i
prawdopodobnie nigdy nie chcieli dla nas źle.

Jednak rodzice nie są naszymi przyjaciółmi, przynajmniej w większości. My sami niekiedy
nakręcamy ich reakcje i późniejsze akcje, które podejmują, jak zawsze, z dobrą intencją! Jeżeli słyszą oni, za każdym razem, jak my, ich dzieci, narzekamy na swoje życie, że wszystko w nim jest do kitu, oni mają poczucie, że muszą coś zrobić. To naturalne. Rodzic więc, szczególnie odnosi się to do zatroskanych mam, zaczyna się martwić lub doradzać, bo czuje, że musi coś zrobić.

Jeżeli jednak przestaniemy opowiadać wyłącznie o życiowych klęskach i porażkach naszej
codzienności, będziemy mówić, że sobie radzimy, raz lepiej a raz gorzej ale sobie radzimy,
utwierdzimy naszych rodziców w przekonaniu, że właśnie tego, czyli radzenia sobie, nas nauczyli.

Słowo zakończenia

Katarzyna Miller to nie tylko świetna psychoterapeutka ale także kobieta mądra, świadoma, łamiąca stereotypy i różnego rodzaju schematy. Mówi wprost, że dziecko nie jest własnością rodzica ani jego wizytówką. Podkreśla ona istotę tego, by wyjść z roli dziecka i mając lat 18+ rozmawiać z rodzicami jak dorosły z dorosłymi.

Nie dajmy sobie zarzucić, że żyjąc swoim własnym życiem, realizując siebie na wielu różnych płaszczyznach, jesteśmy niewdzięczni w stosunku do naszych rodziców. To jest MIT. W dorosłym życiu możemy zbudować z nimi dobrą, trwałą i bliską relację lecz żadne z nas nie może żyć życiem tego drugiego, czyli rodzic życiem dziecka a dziecko życiem rodzica. Każdy z nas ma swoje.

Wdzięczność jest kluczem do świadomego, szczęśliwego życia. Postarajmy się nigdy go nie zgubić a jak już zgubiliśmy, to postarajmy się go odnaleźć. Rodzice dali nam życie, zaopiekowali się nami, więc my, jeżeli wciąż mamy ich na tym świecie, jesteśmy im winni tylko jedno – WDZIĘCZNOŚĆ.

Autor: Michał Szewczyk – od 2016 roku związany z serwisem Giełda Tekstów. Copywriter piszący artykuły z zakresu psychologii, prawa, finansów oraz każdego innego tematu, który go zainspiruje. Lubi słuchać podcastów zarówno psychologicznych jak i kryminalnych, przedstawiających autentyczne zbrodnie lub niewyjaśnione zaginięcia. Pisanie stanowi nieodłączny element jego codzienności

Sprawdź też: Terapia poprzez zajęcie, czyli do czego NIE jest stworzony żaden człowiek