Sierpień, słoneczne, ostatnie dni mego urlopu, leniwe popołudnia spędzane na plaży, czegóż chcieć więcej? Ze zwykłej ciekawości wybrałam się na tegoroczny festiwal Fama, żeby posłuchać muzyki na żywo, odkryć być może jakiś nowy, aktorski talent. Pamiętam, że akurat tego wieczoru właściwie nie chciałam nigdzie wychodzić, ale koleżanka tak mocno namawiała; że dzisiaj niby jakiś ciekawy zespół gra, trochę się rozerwiemy, szkoda marnować czasu w pokoju. Dałam się namówić i okazało się, że jednak to nie zespół skradł moją uwagę. Muszę przyznać, że nawet nie pamiętam kto wtedy grał, gdyż pod sceną ujrzałam wulkan energii, a w zasadzie dwa wirujące ogniwa. Tak wysublimowanego, pełnego ekspresji tańca kobiety i mężczyzny dawno nie widziałam, po prostu musiałam ich poznać osobiście! I tak wkrótce okazało się, że wszystkie drogi prowadzą do Krakowa i odnalazłam Michała Miszę Czornego, który okazał się być dobrze rokującym aktorem młodego pokolenia.

Motywujący wywiad – Michał Misza Czorny droga od marzenia do zostania aktorem

Michał Misza Czorny - © fot. Marta Chrobak
Michał Misza Czorny – © fot. Marta Chrobak

Kiedy po raz pierwszy pomyślałeś, że chciałbyś zostać aktorem?

Pierwszy raz pomyślałem, że mógłbym zostać aktorem, kiedy miałem 12 lat. Mocno przyczyniła się do tego moja mama. Uczęszczałem wtedy do szkoły podstawowej w Tychach, gdzie odbywały się zajęcia teatralne. Mama namówiła mnie, żebym spróbował swoich sił. Nie ukrywam, mocno się wkręciłem i zacząłem myśleć, że chyba to chciałbym robić w życiu. Dziś wydaje mi się, że to był mój pierwszy w życiu poważny plan, po prostu chciałem zostać aktorem. Przynajmniej tak do tego wówczas podchodziłem. Zacząłem więc działać i poszedłem na zajęcia teatralne do Młodzieżowego Domu Kultury. Wspomniałaś, że spodobał Ci się mój taniec pod sceną, cóż, właśnie w tamtym okresie życia usłyszałem również o tym, że aktor musi być sprawny fizycznie, potrafić tańczyć, nie tylko operować słowem. Dlatego dodatkowo zacząłem uczęszczać na zajęcia taneczne.

Jak na to zareagowali najbliżsi? Jaką ścieżkę musiałeś pokonać, żeby marzenie stało się rzeczywistością?

Myślę, że wiele osób podchodziło do tego z dystansem, chociaż ja poświęcałem naprawdę sporo czasu na dodatkowe zajęcia i to była moja wielka pasja. Wiesz, niektórzy myśleli, że to tylko słomiany zapał, natomiast inni mocno mi kibicowali. Najważniejsze było jednak wsparcie rodziców. Z biegiem czasu kiedy ludzie widzieli, że dalej się rozwijam zaczęli moje deklaracje traktować poważniej.

Jeśli chodzi o dalszą drogę, to będąc w liceum chodziłem do Studia Aktorskiego ART.-PLAY Doroty Pomykały i Danuty Schlette w Katowicach, w związku z czym uczyłem się aktorstwa również w weekendy. Swoją drogą, dziś mam przyjemność tam uczyć. Takie miejsca są bardzo potrzebne – dopiero tam zetknąłem się z prawdziwym aktorskim profesjonalizmem i zacząłem powoli rozumieć czym jest i z czym wiąże się ten zawód. Jedną z założycielek szkoły jest ceniona aktorka Dorota Pomykała – naprawdę wiele dała mi wówczas możliwość uczenia się od artystów prężnie działających w branży Oczywiście, nie zawsze było tak, że wszystko układało się jak z płatka, można tak pomyśleć, bo opowiadam o wszystkim z dużym entuzjazmem. Oczywiście na mojej drodze ciągle pojawiały się różne wyzwania, już choćby we wspomnianym studium aktorskim, gdzie pierwszy raz tak naprawdę przekonałem się, że jest bardzo wiele wyjątkowo zdolnych, młodych ludzi, którzy – jak by nie było – stanowią dla mnie konkurencję, biorąc pod uwagę, że za jakiś czas wszyscy staniemy przed komisją w Szkole Teatralnej. Ciężko opisać, jak wiele nauczyłem się od ludzi, z którymi uczęszczałem na zajęcia. Prawdziwym wyzwaniem była szkoła… ale mam na myśli tą, do której każdy musiał chodzić, żeby zdać maturę. Zapewne domyślasz się, że humanista, kiepsko odnajdywał się na lekach matematyki, poza tym pojawiała się kwestia zmęczenia. W gimnazjum doszło do przykrej sytuacji. Ze względu na ilość zajęć pozalekcyjnych i kiepskie oceny z przedmiotów ścisłych, dyrekcja zakazała mi uczestnictwa w zajęciach w MDK, dopóki się nie poprawię. Wtedy to była dla mnie najdotkliwsza z kar, natomiast z perspektywy czasu w pewnym sensie… odczuwam wdzięczność, bo bez dobrze zdanej matury, czy też wcześniej egzaminu gimnazjalnego, nie mógłbym dostać się na studia.

Michał Misza Czorny (sylwetka taniec) - Michał Misza Czorny - © fot. Grzegorz Krzysztofik fot. Grzegorz Krzysztofik
Michał Misza Czorny – © fot. Grzegorz Krzysztofik

I jak to wygląda w twoim obecnym życiu, spotykasz kogoś i ta osoba pyta czym się zajmujesz. Słyszy, że jesteś aktorem, jakie to robi zazwyczaj wrażenie?

Najczęściej rozmówca od razu zadaje pytanie, gdzie w takim razie można mnie zobaczyć? (uśmiecha się) I tu odpowiedź jest zależna od tego, w jakim projekcie w danej chwili biorę udział. Powiem Ci, że będąc świeżo po studiach lubiłem to pytanie, bo już jako student miałem możliwość zagrania w filmie, a zaraz potem wszedłem na plan kolejnego filmu. Zresztą, nasz spektakl dyplomowy wylądował ostatecznie na deskach Och-Teatru Krystyny Jandy, co było dla nas wielką sprawą. Dla wielu z nas był to debiut, spektakl graliśmy tam bodajże 3 lata, później przyszła pandemia i wiele zmieniła. Miałem wtedy bardzo pracowity czas, co mocno mnie motywowało. Dodatkowo pojawiła się rola w „Akademii Pana Kleksa” w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie, a po niej 3 kolejne. W tym zawodzie, przynajmniej w moim przypadku, jest bardzo aktualne powiedzenie, „raz na wozie, raz pod wozem”. Chciałbym zawsze móc odpowiedzieć, gdzie i co gram, ale bywa bardzo różnie, szczególnie jeśli jest się aktorem nieetatowym – jak ja. Jednak uważam, że każdy czas w tej branży jest potrzebny, zarówno ten owocny, jak i słabszy – kiedy nie ma propozycji. Jeśli ktoś chce, to zawsze zorganizuje sobie zajęcie,  można np. reżyserować krótkie formy teatralne, uczyć aktorstwa i tańca, angażować się w różne projekty, albo… pisać wnioski. Wraz z przyjaciółką, która tańczyła ze mną pod sceną na Famie – o czym wcześniej wspomniałaś, stworzyłem 5 lat temu Teatr OdRuchu, a naszą najnowszą sztukę można było zobaczyć podczas tegorocznej edycji festiwalu.

Michał Misza Czorny © fot. Marta Smerecka
Michał Misza Czorny © fot. Marta Smerecka

W czym grałeś oprócz wymienionych rzeczy, który projekt szczególnie utkwił Ci w pamięci?

Nie dam rady jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo ważnych dla mnie projektów było wiele. Zacznę od najmniej oczywistego: Bodajże na czwartym roku, zaproszono mnie do spektaklu pt. „Persowie”. Praca miała opierać się na greckiej technice aktorskiej Theodoros’a Terzopoulos’a, bazującej na specyficznym wykorzystaniu oddechu, pobudzającym miednicę, z której ruch ostatecznie przenosi się na całe ciało wykonawcy. Taki rodzaj pracy powoduje dziwny i zupełnie niecodzienny sposób poruszania się i mówienia. Próby były absolutnie wyczerpujące, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, bo opanowanie techniki jest wyjątkowo trudne. Niekiedy poziom frustracji sięgał zenitu. Ostatecznie wytrwałem i dziś bardzo się z tego cieszę. Spektakl reżyserował Patryk Michalak, aktor, który wówczas był jedyną w Polsce osobą, posiadającą uprawnienia uczenia techniki Terzopoulos’a. Jest to balansowanie na granicy snu / transu… osoba, która nie ma ku temu kwalifikacji mogłaby zwyczajnie skrzywdzić aktora. Jako ciekawostkę dodam, że doszło do premiery, ale nigdy więcej nie zagraliśmy już tego spektaklu, choć były takie plany. Kolejną świetną przygodą był udział w filmie „Orzeł, ostatni patrol.” Który w tej chwili można jeszcze oglądać w kinach. Grałem tam postać marynarza Alojzego Gettki, nie jest to jakaś duża rola, Moje działania są drugoplanowe, jednak osobiście jestem bardzo zadowolony. Z resztą film jest tak skonstruowany, że aktorzy grają wyłącznie w pierwszym i drugim planie, nie ma trzeciego planu, ani statystów.

Miałem do zagrania sceny, w których człowiek traci nad sobą kontrolę, ze względów na zbyt duże stężenie dwutlenku węgla. Kolejnym wyzwaniem było zagranie postaci realnej, wcześniej nie miałem takiej okazji. Ciekawostką jest to, że okręt podwodny, na którym toczy się akcja filmu, w rzeczywistości był ruchomą makietą, dzięki czemu mogliśmy faktycznie poczuć się, jakbyśmy byli pod wodą. Głupio mi o tym wspominać, ale kiedy schodziłem z tejże makiety po mojej najbardziej wymagającej scenie, ekipa zaczęła bić mi brawo. Najprawdopodobniej to był jedyny moment, kiedy poczułem się aż tak doceniony, to było świetne uczucie. Myślę, że to ważne, aby widzieć swoje postępy, sukcesy i czuć, że osoby z którymi się pracuje również je widzą i doceniają. Ta scena nie trwa dłużej, niż minutę, ale dobrze mi się na nią patrzy, co dla artystów wcale nie jest takie częste…

Michał Misza Czorny - © fot. Marcin Oliva Soto
Michał Misza Czorny – © fot. Marcin Oliva Soto

Następną rzeczą, z której jestem zadowolony i warto o niej wspomnieć, jest spektakl „Król Maciuś pierwszy” zrealizowany w Teatrze Nowym Proxima w Krakowie. Zagrałem postać Felka, czyli pozornego przyjaciela króla Maciusia. Charakterystyczną kwestią dla tego spektaklu jest podjęcie przez reżysera próby dotarcia zarówno do dzieci, jak i widzów dorosłych . Powiem Ci, że przy okazji tego projektu postanowiłem zbudować postać wyłącznie na podstawie informacji zawartych w tekście, pierwszy raz od dawna nie czułem potrzeby, żeby szukać szczególnie głęboko. Zazwyczaj zastanawiamy się kim tak naprawdę jest dana postać, próbujemy ją badać, testować.  Mnie na przykład zdarza się prowadzić dzienniki w imieniu postaci, ale w tym wypadku uznałem, że Korczak zawarł w tekście wszystko czego potrzeba do budowania tej roli. Bardzo odpowiadała mi forma tego spektaklu, ponieważ reżyser postanowił mocno wykorzystać taneczne zdolności aktorów. W projekcie wzięli również udział  tacy aktorzy jak Jerzy Stuhr, Jan Peszek, Janusz Marchwiński, gościnnie zaproszony został prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. Co prawda były to projekcje postaci, dokładnie ministrów-doradców, jednak trzeba było niejako sprostać tym wielkim nazwiskom, choć z tym wyzwaniem mierzył się głównie Karol Miękina, grający tytułową rolę.

Jakie jest twoje marzenie, po czym poznasz że już osiągnąłeś szczyty aktorstwa?

Zacznę nieco przewrotnie, bo pewnie spodziewasz się, że odpowiem standardowo; zapewne kiedy otrzymam dużą i głośną rolę filmie, kiedy zdobędę jakąś ważną nagrodę. A ja odpowiem tak; nigdy nie wolno mi pomyśleć, że przyjdzie czas spoczęcia na laurach. Myślę że w tej dziedzinie trzeba się ciągle rozwijać, aż do samego końca. To też nie jest tak, że ja nigdy nie poczuję satysfakcji w związku z moją pracą, bo to już się przecież zdarzało, ale uważam, że nie powinno się zupełnie odczuwać spokoju. Ja przecież wybrałem niespokojne życie, jestem też takim duchem, więc ja nie chcę mieć jakiegoś flagowego projektu, filmu i już potem odcinać kupony, to nie jest dla mnie. Największym marzeniem Miszy 30- latka, wszak to przełomowa liczba, jest być lepszym człowiekiem. I niekoniecznie w sferze zawodowej, choć to się łączy, bowiem praca nad sobą wpływa na pracę zawodową i te aspekty się przenikają, jednak teraz myślę przede wszystkim o swoim postępowaniu w życiu.

A jeśli chodzi o marzenie zawodowe, to przyjemna wizja mojej przyszłości: gram w teatrze, który nie musi być najbardziej prestiżowym czy ważnym miejscem na mapie kulturalnym w Polsce, ale gram, rozwijam się, tworzę fajny zespół i czerpię satysfakcję, przy boku mam ważną osobę, która mnie wspiera, przyjaciół i mam nadal własny teatr, ale już w formie stacjonarnej. Gram i reżyseruję, do tego przy moim teatrze otwieram studio aktorskie teatru fizycznego. I uważam, że ten cel jest do osiągnięcia, staram się jak mogę przybliżać do niego. Marzenia powinny być duże, żeby po drodze realizować mniejsze cele. Nie za bardzo zależy mi na nagrodach jak wspomniałem, najważniejsze jest dla mnie choćby drobne uczucie spełnienia na co dzień. Oczywiście fajnie byłoby też doczekać momentu, gdy to nie ja staję na głowie ubiegając się o rolę, ale te propozycje same się pojawiają.

Michal Misza Czorny - © fot. Piotr Bondyra
Michal Misza Czorny – © fot. Piotr Bondyra

Czasem jednak przychodzi porażka i co wtedy?

Mój sposób na porażki to zaakceptowanie jej i pozwolenie sobie na popełnianie błędów, zrozumienie, że każdemu czasami coś nie wychodzi i po prostu takie jest życie. To trudny etap, ale trzeba go przerobić. Zaciśnięcie zębów i zastanowienie się nad tym, w jaki sposób osiągnąć sukces w przyszłości, jak przekuć to co się stało w coś dobrego, owocnego. Bardzo nie lubię zostawać z porażką, zamierzam zawsze  coś z nią zrobić. Przykładowo jak wybuchła pandemia, wszystkie spektakle które były moim źródłem utrzymania zostały odwołane i nagle okazało się, że ja nie mam prawie nic. I wówczas mógłby nastąpić moment załamania, ale można też podejść do tego w sposób zadaniowy, kreatywny. Zacząłem pisać wnioski o dofinansowanie, szukać projektów, które mogą odbywać się w sposób zdalny, najzwyczajniej w świecie działać! Warto dodać, że niektóre porażki życiowe przenoszą się na życie zawodowe, bo odbierają nam zapał i chęć działania. Wtedy trzebadać sobie czas. Czas aby oswoić się z sytuacją, że coś się nie udało, że coś przewróciło nam życie do góry nogami. Uważam jednak, że z porażki zawsze może narodzić się coś dobrego. Przynajmniej taką mam nadzieję.

Trudne chwile w życiu aktora to…?

Ogólnie uważam, że to nie jest łatwy kawałek chleba i nie można temu zaprzeczyć. Ten zawód – jak każdy – posiada wiele zalet, ale i minusów. Myślę, że ciężkie i nieprzyjemne jest poddawanie się wiecznemu castingowi, dla mnie to chyba najtrudniejsza kwestia. Poza tym, ciągła konieczność udowadniana własnej wartości Już same egzaminy wstępne do szkoły teatralnej są trudne, natomiast po szkole poniekąd wciąż uczestniczy się w takich „egzaminach”. Nieustanna praca emocjonalna, fizyczna i psychiczna. Być może słyszysz tę odpowiedź od każdego aktora, ale taka jest druga twarz tego zawodu. Stanowczo demotywująca jest zmniejszona aktywność zawodowa. Myślę, że większość artystów marzy o tym, żeby pewnego dnia jego nazwisko „było wielkie”. Tylko tutaj nachodzi mnie refleksja: Ale czy mi to jest potrzebne? Czy nie robię tego z nieco innych pobudek niż sława? 😉 Kończąc nasz wywiad, przypominam sobie słowa mojej mamy, która stwierdziła kiedyś, że czeka mnie piękne, ciekawe, ale i ciężkie życie w tym zawodzie. Jako urodzony optymista, skupiam się wyłącznie na pierwszej części.

Dziękuję

Rozmawiali Michał Misza Czorny i Karolina Panthera Strzelczyk

Karolina Panthera Strzelczyk – jestem dziennikarzem, wydałam trzy tomiki poezji, od lat organizuję imprezę literacką Heraski w Krakowie. Od dziesięciu lat interesuję się w sposób zawodowy szeroko rozumianą psychologią, szczególnie skupiając się na zagadnieniach mowy ciała i relacjach. Jestem freelancerem, któremu wiecznie mało wrażeń, czasem możecie odnaleźć mnie na szklanym ekranie. Kocham życie i chcę swoimi przemyśleniami sprawić, żebyśmy wymieniali się doświadczeniami. Zajrzyj na IG: heraartystka

Sprawdź też – Cykl wywiadów motywujących: